18-07-2013Nie warto uzależniać się od jednego kontrahenta
		
		Rozmowa z Anną  Gąsiorowską, prezesem firmy Negocjator Anna Gąsiorowska, zawodowym  windykatorem i negocjatorem z 20-letnim stażem.
 
Czy  z Pani punktu widzenia firmy z branży meblarskiej są mniej czy bardziej  narażone na utratę płynności finansowej niż firmy z innych branż?
       Firmy  produkujące meble nie są ani bardziej, ani mniej narażone na utratę  płynności od firm z innych branż. W mojej ocenie jest to jedna z  najmocniejszych branż w Polsce, choć odbija się na niej kryzys  gospodarczy. Według raportu „Panorama Coface wiosna 2013 – Upadłości w  Europie Środkowej” najbardziej narażona na niewypłacalność jest branża  budowlana – w 2012 r. było to 25% wszystkich upadłości w Polsce. Nie  oznacza to jednak, że firmy meblarskie są całkowicie bezpieczne i nie  mają się czego obawiać. Nie zapominajmy, że branża meblarska jest dość  mocno powiązana z budownictwem i problemy tej branży mogą się też odbić  na producentach mebli.
Co jest główną przyczyną problemów finansowych firm meblarskich?
         Jestem związana z branżą meblową od bardzo dawna i według moich  obserwacji, najczęstszą przyczyną problemów finansowych tych firm są  zatory płatnicze, które mogą nawet doprowadzić do upadłości firmy.  Przykładów nie trzeba daleko szukać. Wszyscy pamiętamy też falę  upadłości firm budowlanych pracujących przy inwestycjach na Euro 2012.  Wiele z tych firm pewnie by przetrwało do dziś, gdyby nie ich współpraca  z dużymi firmami, które nie udźwignęły ciężaru inwestycji. Małe firmy  rzuciły do pracy wszystkie swoje siły i środki. W tym przypadku  wystarczyła jedna inwestycja, by te przedsiębiorstwa padły ofiarą zatoru  płatniczego.
        Przykłady znajdziemy też w branży meblarskiej.  Choćby kłopoty firmy Christianapol z początku tego roku. Któryś z  członków Zarządu spółki w jednym z wywiadów powiedział, że przyczyną  upadłości firmy była m.in. strata 20% obrotów, związana z upadłością  kluczowego klienta. I o ile z informacji prasowych wynikało, że firma  regulowała zobowiązania wobec swoich pracowników terminowo, o tyle miała  zaległości rzędu kilku milionów euro wobec kooperantów.
         Najgorszy w tym przypadku jest efekt kuli śniegowej. Ktoś komuś nie  zapłaci, ten ktoś nie zapłaci komuś innemu, bo nie będzie miał z  czego...
...A ten ktoś nie zapłaci komuś innemu... Czy można w ogóle przerwać ten łańcuch zdarzeń?
         Powiem inaczej. Nie można, a trzeba. Należy zawsze mieć na uwadze, że  nie warto uzależniać się od jednego kontrahenta. Pamiętajmy, że upadają  nie tylko małe firmy, ale też giganci. Jeśli mamy pięciu klientów i z  każdym współpracujemy na podobnym poziomie, to przy upadłości jednego z  nich stracimy tylko 20%. Jeśli zaś współpracujemy głównie z jedną firmą –  ryzyko jest o wiele większe. I teraz wyobraźmy sobie firmę, której  przychody w 80% pochodzą z jednej firmy… 
        Nie namawiam  tutaj, broń boże, by rezygnować ze współpracy z dużymi podmiotami.  Namawiam do dywersyfikacji źródła swoich przychodów, a co za tym idzie –  do ciągłego rozwijania swojej firmy. Mamy niełatwe czasy, kryzys  gospodarczy trzyma się jeszcze mocno, ale należy o tym pomyśleć, by go  przetrwać.
        Wiele firm zapomina także o prowadzeniu rzetelnej  kontroli należności. Nie mam tu na myśli jedynie kontroli  przeterminowanych należności. Zazwyczaj zanim pojawi się dług,  potencjalny dłużnik wysyła bardzo wiele sygnałów, dzięki którym można  rozpoznać, że zaczyna on mieć kłopoty finansowe. 
Więcej w najnowszym wydaniu miesięcznika „BIZNES meble.pl”.